Zakazana historia 17. Złodzieje polskich dzieci

Kolejna odsłona zmagań dr Leszka Pietrzaka, byłego pracownika Urzędu Ochrony Państwa, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i weryfikatora Wojskowych Służb Informacyjnych.

Historie, które w swoich książkach przedstawia Pietrzak, to nie są suche fakty. To historie „z krwi i kości". Często zapomniane lub zakazane. Historie bowiem niestety piszę zwycięzcy, a jakby nie patrzeć w XX wieku cz ęściej przegrywaliśmy wojny niż wygrywaliśmy.

Głównym zadaniem polskich historyków musi być dziś przypominanie prawdy o najnowszej historii Polski. Tak się nieszczęśliwie dla Polski złożyło, że prawdziwa historia nie podoba się dziś praktycznie nikomu. Rosjanie, jako spadkobiercy Związku Sowieckiego nie chcą, aby przypominać im o zbrodniach komunizmu i o tym, że Józef Stalin był tak samo winny rozpętania II wojny światowej jak Adolf Hitler. Niemcy z koleinie chcą być narodem zbrodniarzy. Wymyślili w tym celu mityczne plemiona „nazistów" i „hitlerowców" i starają się przerzuć na nich i (tak, tak!) na Polaków winę za swoje zbrodnie. Odnoszę na tym polu zresztą spore sukcesy. Czołowi przywódcy europejscy już mówię publicznie, że Niemcy byli jedną z ofiar nazistów dowodzonych przez Adolfa Hitlera.

Tym kłamstwom trzeba przeciwstawiać rzetelnie opisane historie. To nie mogę być oczywiście prace naukowe i z przypisami, bo te mało kto będzie czytał. I tutaj przychodzi z pomoce dr Pietrzak ze swoje iście misjonarskę pracę. Wyszukujęc kolejne „Zakazane Historie". I tak w tym tomie na szczególne uwagę zasługują teksty o kpieniu z ofiar Powstania Warszawskiego, jakiego regularnie dopuszczali i dopuszczają się Niemcy. O tym jak powojenne, rzekomo demokratyczne Niemcy, chroniły zbrodniarzy wojennych. A także

O tym jak Niemcy porwali w czasie wojny około 200 tyś. małych Połaków i próbowali (często z pozytywnym skutkiem) zrobić z nich Niemców.

Pamiętajmy, że znajomość historii pozwala uniknąć błędów, które popełniało się w przeszłości. Ignorancja skazuje zaś na ich popełnienia wciąż i wciąż od nowa.

Jan Piński, wrzesień 2018 r.